Zmieniają całe niebo w jasne, mleczne wstęgi,
Jowiszowego gniewu zlękła się potęgni.
∗
∗ ∗ |
I chciała wstrzymać ręką ten potok wezbrany,
Co po niebieskich szlakach płynął jakby rzeką;
Chciała gdzieindziej zwrócić ten strumień świetlany...
Ziemia była dość blizko... słońce zbyt daleko...
Wtedy właśnie na ziemię jedna kropla padła,
I miłość się z tą kroplą na nasz świat zakradła...
∗
∗ ∗ |
Śliczne to było dziecko ta młodziuchna matka.
Bo twarz miała dziecięcą niewinnością zdobną;
Często by się musiała nurzać w morzach siatka,
Ażeby znaleźć perłę trochę jej podobną.
Tak była piękną owa czarowna angielka,
Jak... nie wiem jak powiedzieć... jak mleka kropelka.
∗
∗ ∗ |
Nigdy przez białą tęsknoty zasłonę,
Nie przebijały krwi świetniejszej róże...
Bawiłem ją rozmową — dziecko rozmarzone
Opowiadała swoje po Włoszech podróże,
Które równie jak moje dobiegły już końca.
Powracała do Anglii z pod włoskiego słońca.
∗
∗ ∗ |
Rozmawialiśmy długo, a ileż uroku,
Czaru, wdzięków, piękności roztaczała w koło...
Zapatrzony, tonąłem w jej niebieskiem oku,
Zasłuchany w jej szczebiot marzyłem wesoło.
Podbiła serce moje jasnym wejrzeń grotem,
Wzięła mą istność całą... nic nie wiedząc o tem.
∗
∗ ∗ |
Po kadrylu, wzdychając ciężko, pokryjomu,
Podałem jej me ramię, gdyż chciała wyjść z sali.
— Sprobuj pan jeszcze szczęścia w tym fortuny domu,
Rzekła do mnie, wszak jutro odjeżdżasz ztąd dalej,