A więc trzeba rulecie garstkę złota rzucić,
Może ci zechce koszta choć w części powrócić.
∗
∗ ∗ |
Więc obok niej usiadłem przy zielonym stole,
I nie wiem, co jej wówczas szepnęło do ucha,
Bo wyciągnąwszy rękę, rzekła: „szczęście w kole!“
Znać że los jej rozkazów także chętnie słucha,
Że podlega wpływowi jej oczów świetlanych,
Bo ujrzałem się panem dość znacznych wygranych.
∗
∗ ∗ |
Tak graliśmy oboje przez godzinę razem;
Przedemną coraz większe wznosiły się skarby,
Lecz jam nie patrzył na nie, pojąc się obrazem,
Sąsiadki, ustrojonym w najpiękniejsze farby...
Jam powrócił do Francyi: ona w kraj bawełny,
A w mych rękach pozostał worek złota pełny.
∗
∗ ∗ |
Kiedym wrócił do kraju, patrząc na to złoto,
Przypominałem sobie ów dzień mej niedoli,
Gdy dziecku cały fundusz oddałem z ochotą,
I dostrzegłem naówczas mądrość wyższej woli,
Co złożone dziecięciu owe skromne datki,
Zwróciła mi tak hojnie ręką pięknej matki.
∗
∗ ∗ |
Czytelniku! jeśli mnie pamięć nie omyla,
Obiecałem o szczęściu mówić na początku.
Szczęście! ach tego szczęścia była jedna chwila!...
Jeden wieczór... a z tego opowieści wątku
Wierz mi, że owej małej szczęścia odrobiny
Nie oddałbym za długie, pomyślne godziny.