Strona:PL Alighieri Boska komedja 030.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

A on mi na to: „Męczarnie to ludów,
Które tam siedzą, na twarz mi wybiły
Litość, co tobie strachem się wydaje.
Idźmy, albowiem długa droga nagli.“ —

Wstąpił więc, i mnie za sobą wprowadził,
W otaczające otchłań pierwsze koło.
Tam-to, o ile słyszeć byłem w stanie,
Nie było jęków, lecz takie wzdychania,
Że od nich wieczne wciąż powietrze drzało.
A były skutkiem bolu bez męczarni
Mnogich i wielkich tłumów nieszczęśliwych
I niemowlątek, i niewiast, i mężów. —

W tem Mistrz mój dobry: „Nie pytasz mnie rzecze,
Co to za duchy, które tutaj widzisz? —
Pierwej nim pójdziesz dalej, chcę byś wiedział,
Że one grzechem skalane nie były;
A jeśli miały niejakie zasługi,
Niedość to jeszcze, bowiem chrztu nie miały,
Który jest bramą twojej świętej wiary;
A kiedy żyły przed Chrystusa przyjściem,
Należnej Bogu czci nieoddawały.
Do tego grona sam dzisiaj należę:
Z tego powodu, a nie z innej winy
My potępieni; a jedna nam męka, —
Żyć w upragnieniu i nie mieć nadzieji!“

Kiedym te słowa z ust Mistrza posłyszał,
Okrutna boleść serce mi ścisnęła;