Strona:PL Alighieri Boska komedja 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Widziałem wielkie tłumy duchów nagich,
Wszystkie płaczące, niezmiernie żałośnie,
A każdy, zda się, inny wyrok znosił.
Ci na wznak leżą, ci skurczeni siedzą,
A inni za się bez ustanku chodzą.
Większe są tłumy błądzących do koła,
Mniejsze leżących w męczarniach na ziemi,
Za to ich język sroższe męki głosi.
Na step piasczysty spadały powolnie
Szerokie płaty ognistego deszczu,
Jako wśród ciszy śnieg na Alpach pada.
Jak Alexander w skwarnej Indji krajach
Widział na wojsko spadające ognie,
Które na ziemi jeszcze się paliły,
I kazał półkom deptać po tej ziemi,
Bacząc, że łatwiej zagasić płomienie.
Póki się z nowym nie zetkną żywiołem;
Tak i tu z wyżyn schodził ogień wieczny.
Jak od krzemienia żagiew się zapala,
I potępieńców podwajał cierpienia.
Ręce nieszczęsnych, niby w tańcu szybkim,
Bez odpoczynku po stronach latały,
Wciąż odpychając ukąszenia ognia.

Rzekłem do Mistrza: O ty, co w zawody
Zwyciężasz wszystkie, prócz tej, którą czarci
Stawili dla nas u wnijścia do twierdzy,[1]
Powiedz mi, kto jest ten olbrzym, co zda się

  1. Obacz Pieśń VIII. i IX.