Strona:PL Alighieri Boska komedja 433.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Cnotą szlachetną: bacz byś to pamiętał,
Jeżeli o niej mówić z tobą pocznie.“ —
Spóźniony księżyc o północy prawie
Wstawał, jak wiadro, rozogniony cały,
I rzadsze widzieć pozwalał nam gwiazdy,
A mknął po niebie przez te właśnie szlaki,
Które rozpala słońce w biegu swoim.
Gdy je Rzymianin widzi spadające
Między Sardynji i Korsyki skały. —
Już cień szlachetny, za którego sprawą
Głośniejsze imie drobnej Pietoli
Niż grodu Mantui, złożył ciężar z siebie,
Który na jego wtłoczyłem był barki,[1]
Więc ja, dowody jasne i zupełne
Mając na wszystkie zapytania moje,
Stałem, jak człowiek, kiedy senny marzy,
Nagle ta senność przerwaną mi była
Przez jakieś duchy, których tłum za nami
I w naszą stronę kierował swe kroki.
A jako Ismen i Azop widziały
Wzdłuż brzegów swoich szalejące hordy,
Gdy Tebańczycy wzywali Bachusa;[2]
Tak w tym zakresie, o ile widziałem,
Czwałując leciał zastęp duchów gnany
I dobrą wolą i miłością prawą.[3]
Po krótkiej chwili, niewstrzymana w biegu,
Ciżba ta wielka była tuż nad nami,
A dwaj z nich przodem ze łzami wołali:

  1. Dante obarczył był Wirgiljusza pytaniami, a ten, rozwiązawszy je, uwolnił się od ciężaru. — Wirgiljusz urodził się nie w samej Mantui, ale w malutkiej mieścinie, która u starożytnych nazywała się Andes, później Pietola.
  2. Teby, w Beocji, był to gród Bachusa; Tebańczycy, w pewne uświęcone dnie, tłumnie i gwarno z pochodniami przebiegali gaje nad brzegami rzek Ismenu i Azopu, wzywając opiekuńczego bożka swego.
  3. Ponieważ duchy, mieszczące się w tym zakresie, za życia były opieszale i leniwe w miłości najwyższego dobra; tutaj więc wynadgradzają to nieustannym ruchem i skwapliwością.