Strona:PL Alighieri Boska komedja 486.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Towarzyszami nie chciał mieć swoimi,
Gdy z gór się zpuszczał na Madijanitów,[1]
Tak o występkach żarłoctwa słuchając
I o ich nędznych skutkach, szliśmy dalej,
Tuląc się ciągle do jednego brzegu;
Potem zaś wolną, lecz samotną drogą
Uszliśmy z tysiąc, albo więcej kroków,
Każdy myślący i w rozmysłach cały. —
— „Przecz tak idziecie we trzech zamyśleni?“
Głos zabrzmiał nagle, więc ja się wzdrygnąłem,
Jak przestraszone, a lękliwe zwierzę.
Podniosłem głowę, chcąc widzieć kto mówił:
Nigdym nie widział ni szkła, ni metali
Co by tak w piecu błyszczały czerwono,
Jak obaczyłem kogoś, który mówił:
Jeżeli macie chęć wstąpić na górę, —
Tu wam należy zawracać, bo tędy
Przechodzić musi, kto szuka pokoju.“
Sam widok jego pozbawił mnie wzroku;
Więc wstecz wracając za mistrzami szedłem,
Jak ten co idzie, kędy go słuch wiedzie.[2]
A jako zorzy zwiastujący przyjście
Majowy wietrzyk porusza się wonny,
Cały nasiękły i trawą i kwieciem;
Podobny wietrzyk musnął mi po czole
I czułem dobrze poruszenie skrzydła,
Co mi wionęło ambrozji tchnieniem.
I posłyszałem głos: „Błogosławieni,

  1. Gedeon, idąc przeciw Madjanitom, nie chciał brać z sobą tych, którzy zatrzymawszy się nad potokiem Harod, pokładli się nad brzegiem jego i pili jak bydlęta; zabrał on z sobą tylko tych, którzy z godnością i umiarkowaniem czerpali ręką wodę i nieśli ją do ust. Takich umiarkowanych znalazło się tylko 300; ale oni zwyciężyli Madjanitów. (Księgi Sędziów R. VII.)
  2. To jest, jako ślepy.