Więc się nie strachaj moje nieboże,
Przytul się do mnie, przytul bez trwogi:
Ja cię bezpiecznie tutaj ułożę,
Jakby w kolebce będziesz mój drogi:
Ja z tobą dzielę, szczęścia za wiele,
Bym cię w czem skrzywdzić mogła aniele!
Pomnę, był niegdyś mój mózg w pożarze,
A w głowie ciężki ból, skamieniały;
U piersi wisząc, szatańskie twarze,
Jedna, dwie, aż trzy, wskroś mię szarpały;
Lecz w tem błysł nagle widok radości,
Przyszedł, ozdrowił, zbudził — jam wstała,
Ujrzałam chłopca, co przybył w gości,
To moje dziecię z mej krwi i ciała;
O! memu oku, szczęsny widoku!
On był — i sam był — tam, przy mym boku.
Ach! ssij, ssij jeszcze, moja pieszczoto,
To mi krew chłodzi, to mi mózg ziębi;
Twe ustka czuję, niemi — ach! oto
Ból z mego serca wyciągasz głębi:
Ciśnij mnie rączką twoją, bo ona
Coś mi tu zwalnia, co jak pas śmierci,
Gdzie twe paluszki, tu, wedle łona,
Tu mnie tak ciężko dusi i wierci.