Upadł im pomruk! nie znali oni
Zielonych gajów, kwiecistej błoni,
Jasnych błękitów, gwiazd, ani słońca,
Tylko noc czarną, wieczną, bez końca!
Śpiewał i Tasso pieśń swą natchnioną,
Choć ból śmiertelny szarpał mu łono,
Gdy miłość serce paliła żarem!
Nie padł Cerwantes pod trosk ciężarem;
Nad rozpacz wyższy natchnieniem jeszcze,
Kamoens trącał w swe struny wieszcze.
Wznosił król prorok psalmy do Boga,
Gdy nim miotała boleść i trwoga;
Gdy go odbiegli słudzy i krewni:
Co raz to cudniéj, co raz to rzewniéj
Zdradzony ojciec, król znieważony,
Z lutni prorocze dobywał tony.
Bóg wyrył pieczęć na twojem czole,
Dał ci natchnienie, usłał niedolę,
Jak tym łabędziom u świata w cześci;
Czemuż jak oni skąpan w boleści
Nie wydobędziesz tej pieśni z siebie
Co w lot piorunem przeniknie po niebie?