Nie w stajni zrodzon, nie przechodził szkół —
Jak konie stadnin i zawodów pańskich;
Wzrósł bez wędzidła, karmą stepnych ziół,
Jam go na piaskach schwytał kiszkumańskich.
I nie włożyłem siodła mu na grzbiet,
Lecz tylkom prostą okrył go derzycą;
A gdym go dosiadł, w lot się puścił wnet,
O! bo mój kary — krewny z błyskawicą!
Najchętniej zwykł on pędzić ze mną w step,
Bo tam wzrósł dzielny, bo tam był zrodzony;
Gdy w Pustę zmierzam, w górę wznosi łeb,
Rży, kopie, parska, wietrząc łan zielony.
Gdy dom napotkam w pośród pól i łąk,
A przed nim dziewcząt, jako pszczółek roje;
To biorę kwiatek z najpiękniejszych rąk
I jako wicher pędzę w stepy moje!
A w tym polocie na rumaku mym,
Coby w świat inny na mój głos mknął cwałem,
Lśni piana, para bucha zeń jak dym,
Lecz nie znużeniem kipi on: — zapałem!
O! nie tak prędko trud go zwali z nóg,
I nie tak prędko zechce on wytchnienia;
Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.