Nad moją głową zaszumiała w skrzydła,
Trupa by mego znaleźli na ziemi.
Tak przez gorącą ciekawość dziecinną
Próżne obawy we mnie się tłumiły;
Takich walk serce staczać niepowinno,
Bo nazbyt wiele wydzierają siły.
Tak zmarnowawszy cały wiek mój młody,
Czułem, jak we mnie natura się zmienia:
Już nie szukając zawad i przeszkody,
Szedłem spokojnie drogą nawyknienia.
Ta mię na wszystkie prowadziła strony, —
I nie raz szedłem po bezdrożu dzikiem,
Aż niewolnikiem człowiek urodzony,
Znowu na starość został niewolnikiem.
O! matko Wołgo! teraz mi wypadło
Po tylu leciech powitać twe fale.
Jam się odmienił, a ty jak zwierciadło
Po dawniejszemu wyglądasz wspaniale.
Po dawniejszemu długa i szeroka.
Klasztor na wyspie przechował się jeszcze,
Łzy młodociane płyną mi do oka,
I w sercu czuję młodociane dreszcze.
Po dawniejszemu stary dzwon kołata,
Wszystko tak samo... a gdzież tamte lata?