Sady kwitną wiśniowe!... kaidy sad jest, w wino
najwybrańsze po brzegi obfitym puharem —
o jak szumi mi w żyłach krew ognistym żarem,
o jak dziś pocałunków brak mi twych, dziewczyno!
O krwawych róż kielichy, rozkwitłe przecudnie,
o spalone rozkoszą i mdlejące róże;
o w słońcu rozgorzałe płomienne południe,
o chwiejące się maków purpurowe kruże!...
O godzino szaleństwa... żarna... słodka... pusta...
o oczy, w których płoną żądzy błyskawice
o namiętnie wezbrane piersi-gołębice,
o usta całowane, drżące... krwawe usta!...
Przeto, że mi jest cieniem niemoc i tęsknota,
przeto, że się już nigdy sny nie ziszczą moje,
przeto, iż już nie dojdę może, gdzie są zdroje
cystern bożych, przesmutnym po koniec żywota!
Bo wszak w pamięci mojej pochowałem grobie,
wszystkie wizye kwitnące w zamyśleń godzinie —
i cały pęd mej duszy i myśli o czynie
płomienne, których próchno dzisiaj kryję w sobie.