Wyłoniona z eterów toni niewidomie,
W miłosne, srebrne mgławic otulona zwoje,
Drgała już, nim się życia otwarły podwoje,
W pierwszym, jaki z nicości wypłynął, atomie...
Chłoniąc moc życiodajną z przestworów łakomie,
Rozpostarła bezkresne panowanie swoje,
W niezliczone słońc nowych wcielając się roje,
Stanęła przed człowiekiem wszechświata ogromie!..
Przez szał i mękę twórczą wszechistnień łańcucha,
Szła, jutrzniane rozbłyski rozsiewając złote,
Szła po głazach i cierniach, gdzie śmierć władnie głucha,
Aż krzyżem naznaczyła ludzkości Golgotę —
Skąd, jeśli byt zjawiskiem ma się stać znikomem,
Miłość uleci w próżnię z ostatnim atomem...
Mój pacierz drzewa szepcą w lesie,
Głoszą potoków srebrne piany,
Mój pacierz wicher ponad łany
W dal niebosiężną, chmurną niesie...