Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

dzwoniące w uszach i ten oddech śpiącej
pod krwawą pręgą ust zasnutych szałem
snu. — Śpij spokojnie, chociaż całowałem
te wonne wargi — śpij, a czuwający
życzę Ci długich marzeń samotności
i nieskończonych tęsknot na rozdrożu,
i trwóg czystości na dziewiczem łożu,
i zapomnienia dziwnych słów miłości.
Śpij, śpij spokojnie. Człowiek jest jak szalej,
przed sobą samym, a przed bliźnim człekiem
jak grudki gliny przed trumnowem wiekiem,
dzwoniące głucho w deskę: »a cóż dalej»?
O tak, cóż dalej! W przerozkosznym szale
tryskamy strugą krwi na pierś kochaną,
aż niby morze przed nadbrzeżną ścianą,
przed słodką wargą staną warg korale
i kres wykuty z człowieczego ciała
obwieszczą nagle, że tu koniec drogi
w kraj wiecznych marzeń. Pustka sieje trwogi,
z ust najdroższych łka tęsknota biała. —
Śpij, śpij spokojnie. Zórz purpury bledną.
Za jutrznią biegnąc, biegłem do twej wargi.

Jeżeli kochasz, jako ja: — Znasz skargi,
i jesteś biedną, biedną, bardzo biedną...