Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/101

Ta strona została przepisana.

Choć krew na piersi, pot mają na czole —
Za chwilę pryśnie ta obręcz żelazna
I serce polskie, co to jest strach — zazna.
Gevo drży. Pod nim kopytem koń grzebie
I rzuca grudy, niby z kusz pociski,
Jeszcze cios jeden... ostatni! — Na niebie
Słońce południk przeszło, zachód blizki —
Pierścień się zwiększa — chwieje się - kolebie,
Słabsze są cięcia, mniej ogniste błyski — —
Gromów strzaskana nie odrzuci zbroja...
— »Ostatni jeszcze cios, o, gwardyo moja!«
Piekło!... nie pękła obręcz Stogniewowa —
Strzaskany pancerz mieczów się nie boi...
Hufiec się wstrzymał, jak chmura gradowa,
Związał się klamrą żelazną — i stoi.
Piekło!!... Błysnęła iskra piorunowa,
W pułkach zwycięskich straszny szczerb wykroi.
Targa się — szarpie — w konwulsyi się miota
Chluba Gievona, jego gwardya złota!
Nie! hańby takiej margraf nie przeżyje —
Runąć on woli pośród burz błyskawic:
Ma pułk nietknięty — tysiąc serc w nim bije
I tysiąc groźnych podnosi się prawic,
A tu z pogromu wracają »krwiopije«,
Jak gwiazdy błędne, wypryśnięte z mgławic —
Srom pali czoła, ale siła twórcza
Światy zapala, wpadłą pierś rozkurcza.
— »Tegom-że dożył, byście, niezwalczeni,
Stanęli dzisiaj przy mnie, jak wstyd - w mroku?