Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/136

Ta strona została przepisana.
V.

Pamiętasz? — dnia tego o zmierzchu
W salonie nie było nikogo.
Tyś grała preludyum Szopena...
Ach! wszyscy preludya grać mogą.

Lecz nikt mnie tej chwilki nie wróci.
Tej chwilki jak jasny sen krótkiej.
Gdy z pierwszym naszym uściskiem
Preludya urwały się zwrotki...

Wiesz, czemu na twarzy mej dzisiaj
Łzę cichą znienacka ujrzano?
O zmierzchu mój sąsiad za ścianą
Dziś zagrał preludyum Szopena.

VI.

Gdy ranek majowy mgłą srebrną, mgłą lekką
Kwiateczki zroszone otuli.
Wyjdź, dziewczę, ze świtem na łąkę nad rzeką.
Tam ciebie pożegnam najczulej.

Gdy w lesie drzew czoła zapłonią się lekko
I świergot się zbudzi ptaszęcy.
Pożegnam cię, dziewczę, — i pójdę daleko
I nigdy nie wrócę już więcej!