Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/169

Ta strona została przepisana.

Zamarły drzewa... Lecz szumiąca echem
Wieczności, w tajniach gór zrodzona rzeka,
Hymn swój, wciąż żywy, w dal miesięczną niesie.



DROGA.

Wybrałem sobie drogę, której sanie
Moich sąsiadów nic ruszyły. W lecie
Krzewna tu rosła trawa, dziś zamiecie
Biel swą pokładły na przemarzłym łanie.

Brnę po pas w śniegu, pot mi czoło zlewa,
Choć takie zimno, że kawki i wrony
Znikły, a wczoraj tłum ich wygłodzony
Wrzaskiem oprzędzał te samotne drzewa.

Śmieją się ze mnie poczciwi ludziska;
Po co wam, panie, trud ten? tak się żali
Chłop, który czasu dość miał poznać zblizka

Potrzeby życia... Lecz ja brodzę dalej.
Zda mi się bowiem, że z tej drogi końca
Zobaczę lepiej zachód mego słońca.