Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/170

Ta strona została przepisana.
DZWONKI SANEK.

Szczelnie dziś okna przysłoniłem w domu —
Nie chcę, by zajrzał kto do mego wnętrza:
Cisza w niem teraz włada przenajświętsza,
Jej tajemnicy nie zdradzę nikomu.

Zali szczęśliwsza godzina być może
Nad tę samotność, której siła żywa
Gdzieś w ponadziemski przestwór nas porywa
I w bezgranicznym roztapia przestworze?

Zdarzyła mi się przecież chwilka jedna
Że, gdym usłyszał bujne dzwonki sanek,
Mknących po mrozie, jakaś moc bezwiedna

Do przysłoniętych pchnęła mnie firanek.
Alem się oparł: Pocóż księżyc złoty
Miałby się chyłkiem zaśmiać z mej tęsknoty?...