A my, ten ród potępiony,
krzyże ująwszy w dłonie
i zblakłe w krwawym pochodzie,
trupiemi piszczelami znaczone chorągwie,
idziem o głodzie
po tym śmiertelnym wygonie,
w ten znojny
w ten nieszczęśliwy czas,
w którym konają wieki
i wciąż się rodzą nowe
na cięższą jeszcze niedolę —
idziemy, biedną pochyliwszy głowę
jak ten zsieczony las —
idziemy, a kres tak daleki!
A lęk niespokojny
biczem popędza nas
i dech zapiera wśród łon...
A naokoło rozlega się dzwon,
na te cmentarne przelewa się pole,
na te wyschnięte rzeki,
w c ho jary żałobą swą godzi,
że te się kładą na piaszczystym łanie...
A pierś nasza łka
a w oku błyszczy łza,
a ptak ciężko ranny
uderza w skrzydła łzą ociekające,
a jaskier więdnie na łące,
a z nami idą dziewanny
i krwawnik i wodne lilije.
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/174
Ta strona została przepisana.