Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/186

Ta strona została przepisana.
W KOPALNI.

Wśród nocy wiecznej, jak w grobowej cieśni,
Na zrębie zbitej kilofami ściany
Siedzę w ponurą pieśń ciszy wsłuchany,
W tony żałobnej tej, podziemnej pieśni.

Wilgotny chodnik z rudo-szarej pleśni
W świetle kaganka, jak we krwi, skąpany —
Sam jestem... może na śmierć tu skazany...
Gdzie bracia moi, gdzie moi rówieśni?

Światło przygasa... w dali coś się mroczy,
Coś szepce, wzdycha, kołacze, szeleszcze:
To szmer strumienia, co w głębinach płynie.

Tam... co to? zimne przechodzą mię dreszcze!
Ujrzałem nagle w skalistej szczelinie
Wpatrzone we mnie straszne śmierci oczy.