Wiesz — to piorun mię zbudził, gdy senna i biała
Oczekiwałam w ciszy, gdy zmęczona, drżąca,
Spalonemi wargami przyzywałem słońca...
To błyskawica padła w serce — i skonała.
Wiesz, ja skarżę się dzisiaj, bo on mnie nie słucha,
Bo mi tak strasznie smutno po słońca zachodzie
Znowu chodzę po kwiatach umarłych w ogrodzie —
Słyszysz ty! — ja się boję... taka pustka głucha.
Wiesz — jak ptak jestem dzisiaj skostniała, zmęczona —
Długo biłam skrzydłami w skały granitowe,
Dziś — własną krwią pijana — ściskam chorą głowę
I dyszę nieprzytomnie, jak ptak, kiedy kona.
Doprawdy — ja sił nie mam... Wzrokiem obłąkańca
Patrzę — w samo dno duszy, trwogą oszalała —
Nie płacz — ja sama będę za chwilę się śmiała,
Tylko jeszcze nie teraz – i pójdę do tańca...