Gdzie — jeśli dotknie się do nędzy —
Ściera muśnięcie jej czemprędzej, —
Nic mógłbym wyżyć! jak jaskółki,
Lubię zakątki i zaułki
I wolę proste owe duchy
Od bezduszności mdłej i suchej.
W mroku suteryn i podstryszy
Krzyk serca ucho twe usłyszy,
Usłyszy słowa takiej siły,
Co są kluczami do mogiły!
Ty, któryś błądził wśród barw żywych,
Idź tam, tam ludzi znasz prawdziwych!
A często padniesz kornem czołem
Przed sercem, które jest kościołem!
Warszawa! Zawsze była ona,
Jako kapłanka poświęcona.
Zawsze w mgły szare, w mroczne cienie,
Z jej łona złote szły promienie
I z niej to błyskał cnót tych zaród,
Co hartowały cały naród
I w długie, ciężkie lata trudu
Kazały czekać — dnia i cudu!
Jej mury, drzewa i kamienie
W jedno zaklęte są wspomnienie,
Do tych, co znają mowę głazów,
Mówią gromami swych wyrazów!
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/383
Ta strona została przepisana.