Stanęła przy mnie, cicho się zaśmiała,
A mnie się zdało, żem już wyszedł z ciała
I że na kwiatach, gdzieś pod niebios progiem
Leżę i gwarzę cichą pieśnią z Bogiem,
Że jestem blaskiem lilii, wonią róży
I pocałunków anielskich słodyczą.
Że jestem cichą piosenką słowiczą,
Świeżą jak łąka po wiosennej burzy.
Nie! To sen chyba! Uajali... ona!
Wizya słoneczna ateńskich rzeźbiarzy,
Pieścić mnie pragnie i tulić do łona,
U stóp mych na głos o miłości marzy...
Nie, to sen chyba!... Uajali biała,
Do której długom modlił się daremnie.
Szepce, kochania owiana tęsknotą:
— »Niech mnie twe dłonie pożarem oplotą.
Niech usta twoje krew wypiją ze mnie«.
Te oczy ciche, głębokie, jak morze,
Niepostrzeżenie wzięły mnie w niewolę.
Myślą się błąkam w złotych rojeń kole,
Czuję, że w sercu palą mi się zorze
I błogosławię za moją niewolę
Te oczy ciche, głębokie, jak morze.