Wieczna —
Ułudo — Męko — Rozkoszy —
Amen, Amen, Amen...
U nóg twych kona burza mego żywota, gasnącą falą oblewa Twe stopy chory płód mej duszy —
Szaremi skrzydły okrąża Cię obłęd mych ciemnych przeznaczeń — kolebko Ty moja, grobie Ty mój!
Z czarnych mgławic mego początku wyrosłaś w chmurne nieb stropy, w słabej muszli perłowej mego bytu płyniesz w głuche bezkresy, Ty bolesna piękności, coś jest ponad wszechpięknością —
Tęsknoto Ty!
I czemu stałaś mi się grobem, czemuż płonące Twe pienia, któremi innych rwiesz w niepojęte krainy piękna, kraczą w mej duszy złowrogie wróżby, a czerwone pochodnie, które innym stawiasz po drodze ku wzgórzu szczęścia, czemuż gromniczną żałobą obstawiły mi łoże?
Byłaś mej braci słowem Boga, co z Niczego światy wyrzuca, byłaś jej żebrem Adama, co