Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/426

Ta strona została przepisana.
Daj mi tę nową pieśń — silniej, bliżej! Bliżej jeszcze.

Rozlej się na światów przestworza strugami krzyczących błyskawic, rozszalej się orkanem, co góry piasku pod niebo rzuca, rozpioruń się grozą Jehowy, gdy ze Synai swe gromy ciskał: Jam jest Pan Bóg Twój.
Już słyszę wściekłą wichrzycę skrzydeł tej pieśni, już kłębi się orkan jej mocy w moich żyłach, już prężę się, rosnę, wybiegam głową w niebo, już pękają fale, już przebłysk bezgranic, już oddech wieczności, już...
Daremnie! Zanikło!
Jak robak toczyłaś, mój tron królewski, toczyłaś bezustannie, toczyłaś aż chwiać się począł, zadygotała na mej głowie królewska korona, a razem z mym tronem Cezarów runąłem na ziemię: strzępy i łachmany, to moja purpura...
Zimnym blaskiem zagasłych słońc więdnieje Twe oblicze, na twej głowie wieniec zwiędłych kwiatów, a w słabej muszli perłowej mej niemocy płyniesz w ciemną dal wiecznych cieni i bezsiły, Ty straszna piękności, co jest nad wszechpięknością. —

Tęsknoto Ty.