Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/473

Ta strona została przepisana.

Prometeusza ród wygasł przed wieki.
Iskry wszechbytu nie wydarł Zeusowi,
Więc przed ludzkoćcią świt jeszcze daleki,
A półbogowie nie przychodzą nowi,
Coby na Olimp zwrócili dłoń hardą.
Aby zwyciężyć, albo — zabić wzgardą!

Prometeusze, Herakle, tytany!
Przeszła, nie wróci już epoka wasza —
Strzaskał się puhar po brzegi nalany
Nektarem bogów. Pełna mętów czasza
Spragnionych tłumów dzisiaj nie napoi,
Co u przyszłości cisną się podwoi...



ROZSTANIE.
(Z poematu: »Na greckiej fali«).

Podobna śmierci, co się cicho skrada.
Nadeszła straszna godzina rozstania.
Pamiętam... byłaś, jak ten marmur, blada
I, jak krew róży, co się w wichrze słania,
O marmurową oparłaś kolumnę
Swe czoło ciche, smutne, ale dumne.

Poranek. Śpiewne Salaminy fale.
Skąpane w złotych promieniach Heliosa,