Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/562

Ta strona została przepisana.

Jak za dotknięciem rąk czarodzieja
Pierzchły obawy i niepokoje,
Niby ruchliwe skrzydlate roje
A z ich głębiny Hart płynął męski,
Moc i Nadzieja.
Wszędy się rozniósł przedświt zwycięski,
Nagła niepamięć na dawne klęski
I szczęście, szczęście olbrzymie, mocne,
Zdusiwszy w duszy wizye nocne,
Wzięło w moc swą przebojem,
Owładło calem jestestwem mojem
I czcią przejęty
Śpiewałem z całem istnieniem
ów hymn dziękczynny, ów hymn prześwięty
Świątynnem Duszy Milczeniem.
— A brzask rósł w zorzę. Zrazu niebieski,
Ponsowiał zwolna: — promienne strzały,
Zarania gońce,
Kreśliły w gęstwinie drzew arabeski
Złote po ziołach i wreszcie cały
Wszechświat powodzią barw swych zalały:
— To Słońce, Słońce, Słońce!
— O trzykroć święte zachwytu dreszcze! —
Szczęścia nie mąci żaden głos jeszcze,
Jeno wiatr rączy
Dotyka barwnych, kwiatowych pnączy
I śpiewa swoją niedocieczoną,
Swą niepojętą pieśń.