Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/565

Ta strona została przepisana.

Od dnia onego szlakiem Twojej drogi,
Moc Twa stanowi odtąd mą egidę
I wiara w dobre, nieśmiertelne bogi,
Idę za Tobą przez traw bujne zielska,
Przez łąk pachnących wzorzysty gobelin,
Wskróś urwisk, kędy Śmierć tchnie z wszystkich szczelin,
Pani Anielska!
Idę za Tobą w światła blask niezmierny,
Przez rozśpiewane fale modrych sfer,
Do jakiejś świętej, rzeźwiącej cysterny
I w ręce Twoje zdając dni swych ster,
Na ucztę idę z Tobą, na godową,
Wskróś mgieł skłębionych, nieprzejrzanych smug.
W on Kraj, gdzie żywię nieśmiertelne Słowo,
Idę za Tobą przez pas mlecznych dróg.
Kręta to, długa i zawrotna ścieżka,
A jednak wszedłem na nią z szczęściem w duszy,
Którego żaden ziemski ból nie zgłuszy,
Bo na jej końcu Bóg Wesela mieszka.
Czuję nad sobą Twe ręce matczyne
Po dawnem. dreszczem przejmującem zimnie
I w lot podniebny, podsłoneczny płynę,
Wielbiąc Cię w wielkim ukochania hymnie.
W Kraj, gdzie się wszystko jawnem staje Duszy,
Wylatam myślą skrzydlatą i szparką:
— A Moc Twa pęta jej doczesne kruszy,
Natchnienia Arko!
Pogrążon w cichą, świętą szczęścia topiel,
Błagam: — »Uczucia moje spal i spopiel,