Wokoło srebrna powódź — księżyca myślenie
Leży srebrzyste we mgłach na cichej dolinie,
Nad nami, na dnie nieba, w północnej godzinie
Księżyc bez gwiazd, sam jeden w ciemnej stoi głębi.
Jakby gromadka śpiących, skupionych, gołębi
U stóp naszych, w księżyca magnetycznej bieli
Ucichłe chaty ludzkie — na srebrnej topieli
Czarne mi leżą smugi od nich długie cienie.
Jesteśmy razem znowu, jak przed wielu dniami,
Tylko, żeś dzisiaj cichy, i ciche masz słowa
W ustach, zwróconych ku mnie.
A tam!... tam... widzisz? wpółwidne za mgłami
Leży kochanie nasze, jak biała królowa
W srebrzystych blasków trumnie!
Jak nas ogarnia jedno wspólne rozmarzenie,
Jak drzew srebrne wierzchołki w blasku srebrnym toną,
Jak w sercach, dawno drżących ścichło nagle drżenie,
Jak księżyc na nas patrzy twarzą zamyśloną!
Twoja dusza znów dzisiaj pochyla się ku mnie,
Ale się nie przybliżaj! Niech nasze kochanie,
W księżycu skamieniałe, na wieki zostanie
W swej kryształowej trumnie.