Cięży nad tobą dłoń przeznaczeń ślepych,
Czeka cię męka i serdeczny trud.
Śpisz, tak, jak dziecko... bladość twoich lic
Rozjaśnił uśmiech słodki i przelotny.
Cicho... czas mija nigdy niepowrotny...
Pragnę zapomnieć i nie myśleć nic.
Cóż to? — znam szmer ten... już od tylu lat
W tej starej skrzyni robak drzewo wierci,
Śpiewa pieśń próchna, zniszczenia i śmierci.
Cóż to? liść zwiędły z szczytów drzewa spadł.
Prawda... już jesień... znów coś szepcze mi
Tę myśl... nie mogę odegnać natręta...
A jeśli... przebóg! precz myśli przeklęta.
Cicho, me serce! nie bij... ona śpi.
Nieznany Boże! co w przepaściach trwasz,
A słyszysz ciche serc strwożonych bicie,
Zachowaj dla mnie to mizerne życie,
Aniołów swoich postaw nad niem straż!
Śpij, śpij! nim zaznasz, co męka i trud,
Na skrzydłach marzeń popłyń błękitami...
Błogosławionaś między niewiastami
I błogosławion łona twego cud!