Wiem, że pieśń musi być jak dzwon potężny,
Który umarłych budzi, żywych woła, —
i pieśń, jak orzeł lotem niebosiężny,
z okiem na słońce i z wichrem u czoła, —
i pieśń, jak odgłos strasznych trąb mosiężny
nad Chalcedama rolą, gdzie Anioła
piersi uderzą takich wichrów szałem,
że prochy duchem staną się i ciałem!
I pieśń być musi, jak ludów królowa,
jak sztandar zdarty w kul ognistym deszczu
i jak w płonącym krzu straszny Jehowa,
i jak pioruny, gdy przy ziemi dreszczu
Bóg na Synaju grzmiał praw swoich słowa — —
Taka pieśń musi być — a taka w wieszczu
święta potęga, jak w Mojżesza dłoni,
za którą poszedł lud wskróś morskich toni!
Do skrzydeł, orły! — jest błękit niezmierny
i wichry, które łamać piersią lubo.
Do szponów, orły! — oto kruk niewierny