jeśli skazany jest na nieśmiertelność
bez słońc i złotej korony u skroni
królewskich: raczej niech jej straszne ramię
świat druzgocące pośród gwiazd ogrojca
i jego, starca, razem z światem złamie
i unicestwi — jak Króla i Ojca
świata!
Jak lew się na święcie położył,
okrył go piersią, w błękit siwą głowę
podniósł i czekał...
Ponad nim się srożył
komet wir w węże splątany ogniowe,
a wyżej straszna ręka Przeznaczenia,
pełna piorunu, który niecierpliwy,
chwiał się, wisiała..
Spiekota żre mię, sroższa i gorętsza
niżli zazwyczaj, — pyłem strop się chmurzy
i słońce krwawej jest podobne róży...
Ha: ziemia drgnęła! jak fala się spiętsza,
głuchy grzmot kryje kędyś skał posady:
trzęsienie — W pył się walą miast kolumny...
Czemuś wysłuchał mnie, Panie! Stój! — Tłumny
lud biegnie ku mnie, z przerażenia blady:
Pójdźcie! ja winien! grzeszny, jak wy sami.