Jedynie twoja gwiazda w te czarne dni mi świeci,
O pieśni, gminna pieśni! Mój lud się wszystek skarży
W tobie, pocieszycielko! Ty zlewasz ból mój wraży
Z narodu mego bolem w ból wspólny, lżejszy — trzeci…
O wy, w kryształy słów i dum zaklęte jęki!
O łzy, na zniczach krzywdy w klejnoty przetopione!
Tęsknoty i westchnienia, w ligawki wlane dźwięki!
Nie porzucajcie mnie, niech płynie z was otucha —
Nie dajcie, by bezmyślność z przemocą w czasy one
Zmąciły we mnie serce i głębie mego ducha!
Narodzie mój! Narodzie rozbity, umęczony,
Jak biedny paralityk, co w prochu gdzieś na drodze,
Tkwi, naigrawań ludzkich strupami owrzodzony!
O twą nieznaną przyszłość dziś dusza moja w trwodze,
A zasnąć mi nie daje wstyd, który pokolenia
Potomne twoje palił, biczował będzie srodze.
Zaprawdę, czyżby tobie na kartach przeznaczenia
Pisano z dawien dawna, sąsiadom być pognojem,
Zwierzęciem pociągowem, ich wozom do ciągnienia?