Zaprawdę, czy na wieki skaraniem będzie twojem
Ukryta złość: wciąż płacić pokorą oszukańczą
Daninę swą każdemu, kto zdradą lub rozbojem
Skuł i zaprzysiągł ciebie na wierność psią, poddańczą?
Zaprawdę, czyżby tobie czyn nie był tu sądzony?
Ach, kiedyż stopy twoje wolności tan zatańczą?
Azali próżno żarem gorzały serc miliony
Do ciebie, mój narodzie, składając ci w ofierze
Swą niekłamaną miłość? czyż miałby żar być płony?
I zali nadaremnie przelali krew rycerze
Na twą spękaną ziemię? czyż nigdy nie zakwitną
Wolnością, czerstwem zdrowiem i pięknem twe rubieże?
A w słowie twem daremnie miękkością aksamitną
Moc jarzy się i mądrość w niem gore i potęga
I wszystko, czem do wyżyn duch dłoń wyciąga bitną?
Daremnież w pieśni twojej tęsknota nieba sięga,
Śmiech dzwoni, to znów tęskność użala się kochania
Lub też nadziei błogiej świetlana błyszczy wstęga?
O nie! Nie same tylko łzy gorzkie i wzdychania
Sądzone ci! Ja wierzę w potęgę twego ducha,
We Wielką Noc wskrzeszenia i w Święty Dzień powstania.