Wtedy, gdym na świat przyjść miał biały,
Nikt nie zaczekał mojej zgody —
Mam zatem prawo kochać wszystko!
Oto najgłębszy sąd przyrody!
O PÓŁNOCY.
Śpi różdżką zaklęty, jaśnieniem oblany,
Pachnący ogrojec, spowity w platany,
O zadźwięcz mi lutnio! tęsknoty to zew,
Niech w północ samotną strun zadrży mi śpiew!
Srebrzysta poświata księżyca, jak szarfa,
Srebrzyście też dźwięczy i łka moja harfa!
W jej pieśń zasłuchały się kwiaty i sad,
Szemrząca fontanna wstrzymała swój spad.
Nareszcie liść palmy cichutko tak jęknie:
»O nie graj, harfiarzu! ach serce mi pęknie!«
Zgryzotą zadrżały jaśminy i bzy
I na mnie strząsnęły pachnące dwie łzy.
Zgarbiły się wierzby płaczące, — migdały,
Cyprysy szumiące i mirt — zapłakały,
Magnolia błaga: »Ach nie smuć ty nas!
Skończ pieśń tę bolesną, zamilknij już raz«.