je zostawi, to może ktoś zabrać... Bo na tym świecie wszystko ginie i zawsze ginąć będzie.
Wyszedł z izby ze skrzypcami, usiadł na progu i zaczął grać... Z pod strun wydobywały mu się żałosne, rzewne melodie. W oczach jego błysnęły wielkie łzy. Im więcej myślał o śmierci, tym rzewniej śpiewały skrzypce.
Nagle skrzypnęła furtka. Na podwórzu ukazał się Rotszyld, a ujrzawszy Jakuba, zaczął wymachiwać rękami.
— Zbliż się, chłopcze, nie bój się! — rzekł łagodnie Jakub.
Patrząc z niedowierzaniem i lękiem na starego, Rotszyld zbliżył się doń niepewnym krokiem i zatrzymał się w odległości kilku kroków.
— Niech pan mnie nie bije, panie Jakubie! Przychodzę od Mojżesza Iljicza. We środę mamy ślub... No tak! Pan Szapałow wydaje córkę za mąż. Weselisko będzie huczne, uj jakie huczne! — dodał, mrużąc lewe oko...
— Nie mogę!... — odparł Jakub, dysząc ciężko. — Chory
jestem, bracie, bardzo chory...
To rzekłszy, znów zaczął grać.
Rotszyld słuchał uważnie. Na twarzy jego odmalował się smutek.
Cichym, drżącym głosem, zdołał tylko powiedzieć: „uj“ i wielkie jak groch łzy polały się na śmieszny, zniszczony chałat.
A później, pod wieczór, Jakub leżał w izbie. Przyszedł pop, aby wyspowiadać go z grzechów. Jakub miał ich niewiele, ale wolał się wyspowiadać.
— A skrzypce oddajcie Rotszyldowi, ojcze! — rzekł na zakończenie.
— Dobrze, synu, bądź spokojny!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Dziś jeszcze w głuchej, zabitej deskami od świata mieścinie dziwią się mieszkańcy, skąd Rotszyld ma takie piękne skrzypce? Może kupił, a może dosłał w zastaw? A może ukradł?...
Wiem tylko, że Rotszyld od dawna zarzucił flet. Gra teraz tylko na skrzypcach. A kiedy siądzie i stara się naśladować grę nieboszczyka Jakuba w godzinę przed jego śmiercią, do-