wienie się przed nimi zwierzchnika w własnej osobie. Gdyby stanął przed nimi zmarły przed rokiem egzekutor i przemówił grobowym głosem: „Chodźcie za mną, aniołki, tam gdzie jest przygotowane miejsce dla wszelkiego rodzaju kanalii!“ i gdyby tchnął na nich cmentarnym zimnem, z pewnością nie zbledliby tak, jak zbledli, poznając Pieriesołowa.
Niedojechowowi ze strachu nawet krew się puściła nosem, a Kułakiewiczowi załomotało w prawym uchu i krawat sam się ze strachu rozwiązał.
Urzędnicy rzucili karty, powoli wstali, spojrzeli na siebie i uporczywie wlepili wzrok w podłogę.
Przez dobrą minutę w „dyżurce“ panowała cisza.
— Świetnie, panowie, przepisujecie sprawozdanie! — rozpoczął Pieriesołow. — Teraz rozumiem, dlaczego panowie tak lubią męczyć się nad nim. Coście tu robili przed chwilą?
— Myśmy tylko na momencik, ekscelencjo... — szepnął Gwizdulin. — Oglądaliśmy fotografie... odpoczywaliśmy...
Pieresołow podszedł bliżej i lekko wzruszył ramionami.
Na stole nie było kart. Leżały tam natomiast fotografie zwykłego wizytowego formatu, zdarte z tektury i naklejone na
karty do gry. Fotografij było dużo. Przyjrzawszy się im, Pieriesołow poznał siebie, swoją żonę, wielu podwładnych, znajomych...
— Co za głupie tłumaczenie?... Jak wy w to gracie?...
— Nie nasz to wynalazek, ekscelencjo... Niech Pan Bóg broni! Naśladujemy tylko...
— Gwizdulin, objaśnij mi to! Jak wy w to gracie? Wszystko widziałem, i słyszałem, jakeście mnie Rybnikowym bili... No, czego się wahasz? Przecież cię nie zjem. Odpowiadaj.
Gwizdulin przez dłuższy czas był zażenowany. Ogarnęło go przerażenie. Wreszcie, gdy Pieriesołow zaczął się gniewać, parskać i poczerwieniał ze zniecierpliwienia, wykonał rozkaz. Pozbierał fotografie, potasował i rozkładając je, począł wyjaśniać.
— Każda fotografia, za pozwoleniem waszej ekscelencji, jest pewną kartą ma swoją wartość... swoje znaczenie... Tak samo, jak w talii, mamy tu 52 karty i cztery kolory. Urzędnicy
Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.