Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

po brzuchu a teraz, jakie słówka obelżywe puszcza?... W oczy nazywa mnie przyjacielem, a za oczy jestem dla niego „indorem“ i „tłuściochem“...
Im więcej przegrywał, tym dotkliwiej odczuwał uczucie zniewagi.
— ...Młokos... — rozmyślał, łamiąc z wściekłości kredkę. — Smarkacz... Nie chce mi się tylko z tobą paskudzić, bobym pokazał ci Sobakiewicza!...
Podczas kolacji nie mógł obojętnie patrzeć na fizjognomię Dziegciarowa, a ten jakby umyślnie zasypywał go pytaniami, czy wygrał, dlaczego jest smutny i t. p. Doszedł nawet do takiego zuchwalstwa, że w roli niby serdecznego przyjaciela głośno zrobił wymówkę żonie Tumanowa, że za mało dba o zdrowie męża. A żona jakby nigdy nic, patrzyła na męża słodkimi oczyma, śmiała się, paplała w najniewinniejszy sposób tak, iż sam diabeł nie mógłby ją posądzić o niewierność.
Po powrocie do domu Lew Sawicz był zły i tak niezadowolony, jak gdyby podczas kolacji zamiast cielęciny zjadł stary kalosz. Może wreszcie przemógłby się i zapomniał o wszystkim, ale szczebiot żony i jej uśmieszki co chwila przypominały mu „indora“, „tłuściocha“, „gąsiora“ i „Sobakiewicza“...
— Po pysku daćby temu łotrowi... Skompromitować go publicznie!
Zaczął rozmyślać, że dobrzeby było pobić Dziegciarowa, zastrzelić go w pojedynku jak wróbla, wysadzić z posady... Albo włożyć do marmurowego wazonu coś obrzydliwego, cuchnącego... na przykład zdechłego szczura... Nieźle byłoby wykraść list żony z wazonu, a zamiast niego położyć jakieś nieprzyzwoite wiersze z podpisem „twoja Akulka”, lub coś w tym rodzaju...
Tumanow długo chodził po sypialni i napawał się tego rodzaju marzeniami o zemście...
Nagle przystanął i uderzył się ręką w czoło.
— Znalazłem, brawo! — zawołał i twarz rozjaśniła mu się zadowoleniem. — To będzie doskonałe! Doskonałe!