Gdy małżonka zasnęła, usiadł przy biurku i po długim namyśle, zmieniając charakter pisma, nakreślił, co następuje:
- „Do kupca Dolinowa!
- Szanowny panie! Jeżeli do godziny szóstej wieczór dziś, 12 września nie włoży pan dwustu rubli do marmurowego wazonu w ogrodzie miejskim na lewo od altanki winogradowej, to będzie pan zabity, a pański sklep galanteryjny wyleci w powietrze!“
Skończywszy ten list, Lew Sawicz aż podskoczył z zachwytu.
— Co za pomysł! — mruczał, zacierając ręce. — Cudownie! Lepszej zemsty sam szatan nie umiałby wymyślić. Rozumie się, że kupczyna się zlęknie, da zaraz znać policji, a policja urządzi koło szóstej zasadzkę w krzakach i capnie ptaszka, kiedy ten polezie po list... To się dopiero przestraszy! Zanim sprawa się wyjaśni, kanalia zdąży namęczyć się, nasiedzieć w kozie... Brawo!...
Lew Sawicz nalepił znaczek na list i sam zaniósł go na pocztę.
Zasnął z błogim uśmiechem i spał tak słodko, jak mu się to już dawno nie zdarzyło.
Obudziwszy się rano i przypomniawszy sobie swój pomysł, zaczął pomrukiwać wesoło i nawet pogłaskał niewierną żonę po brodzie. Idąc do biura i później, siedząc w kancelarii, uśmiechał się przez cały czas, a wyobraźnia rysowała mu przerażenie Dziegciarowa, kiedy wpadnie w zasadkę.
Po piątej nie mógł już wytrzymać i podbiegł do ogrodu miejskiego, aby na własne oczy napaść się widokiem rozpaczliwego położenia swego wroga.
— Acha... — pomyślał, spotkawszy w ogrodzie policjanta.
Doszedłszy do altanki winogradowej, usiadł w pobliżu na ławce pod krzakiem i skierowawszy natężony wzrok na wazon, czekał. Niecierpliwość jego nie miała granic.
Punktualnie o szóstej zjawił się Dziegciarow. Młody człowiek był widocznie w najlepszym humorze. Cylinder miał z fantazją zsunięty na tył głowy a z pod rozpiętego palta razem