Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

czyło go bezustannie. W nocy, gdy nie mógł spać, brał do ręki skrzypce, przebierał palcami po strunach, które wydawały cichy jęk i robiło mu się wtedy lżej na duszy.
Szóstego maja Marta nagle zachorowała. Dostała gorączki, męczyło ją pragnienie i ledwo trzymała się na nogach. Wstała jednak, aby zapalić w piecu i przynieść wody. Pod wieczór zrobiło jej się gorzej i położyła się do łóżka.
Tego dnia Jakub od rana grał na skrzypcach, a gdy zmrok zapadł, usiadł pod lampą, wyciągnął książkę i zaczął sporządzać bilans. Suma strat dosięgała tysiąca rubli! Gdyby te pieniądze oddał był do banku, miałby dziś już tysiąc czterdzieści rubli. Krew uderzyła mu do głowy, na czoło wystąpił kroplisty pot.
Same straty, same straty!
Jakubie! — ozwał się słaby głos Marty. — Umieram!
Jakub odwrócił się i spojrzał na żonę. Twarz jej zdobił dziwny jakiś rumieniec. Była wesoła i jakby uśmiechnięta. Jakub, który przyzwyczaił się do bladej, znękanej, wysuszonej twarzy żony, przestraszył się nie na żarty. Pomyślał, że Marta rzeczywiście ma zamiar umrzeć; chce uwolnić się od niego, od dusznej izby, od męki życia.
Minęła noc. Na niebie zajaśniała jutrzenka.
Jakub przez całą noc przesiedział u łoża swojej baby. Myślał, że w nocy będzie koniec i nagle przypomniał sobie, że przez cały czas pożycia z nią, przez blisko 50 lat, nie rzekł do niej ani jednego ciepłego słowa, nie przytulił, nie popieścił, a kiedy pijany wracał od czasu do czasu z wiejskiego wesela, nie wpadło mu na myśl nigdy, żeby przywieźć jej choćby skromny upominek.
Przez całe życie krzyczał na nią i wymyślał żonie. Wymyślał, że wydaje na zbytki i groził jej pięściami. Nie zdarzyło się wprawdzie, żeby ją pobił dotkliwie, lecz na sam widok jego podniesionej ręki biedna Marta truchlała ze strachu. Zabraniał jej picia herbaty i biedna pokorna babina piła czystą wodę. Obecnie zrozumiał to wszystko. Zrozumiał, co znaczy ten dziwny, pogodny uśmiech na jej twarzy. Zrozumiał i zrobiło się mu niezmiernie przykro.