Na twarz Makara Kuźmicza występuje zimny pot. Kładzie nożyce na stół i zaczyna trzeć sobie pięścią nos.
— Miałem zamiary... — powiada. — To jest niemożliwe, Eraście Iwanyczu. Jestem zakochany i oświadczyny serca zrobiłem... Ciotunia obiecała... Szanowałem was jak ojca, strzygę was zawsze darmo... Zawsze oddawałem wam usługi i kiedy ojciec mój umarł, wzięliście sofę i dziesięć rubli i nie oddaliście mi, pamiętacie?
— Dlaczego nie mam pamiętać, pamiętamy. Ale co ty Makarze jesteś za konkurent? Czyś ty konkurent? Ani pieniędzy, ani stanowiska, rzemiosło marne...
— A Szejkin bogaty?
— Szejkin jest artelszczykiem. Ma złożonej kaucji tysiąc pięćset rubli. Tak bracie... Gadaj nie gadaj, a rzecz jest już ubita. Cofnąć się nie można, Makarku. Poszukaj sobie innej narzeczonej... Świat się nie kończy... No, strzyż. Czemuś się zatrzymał?
Makar Kuźmicz milczy i stoi nieruchomy. Potem wyjmuje z kieszeni chusteczkę i zaczyna płakać.
— No czego tam? — uspokaja go Erast Iwanycz. — Daj spokój. Płaczesz jak baba. Bierz nożyce!
Makar Kuźmicz bierze nożyce, przez chwilę patrzy na nie bezmyślnie i opuszcza znowu na stół. Ręce mu się trzęsą.
— Nie mogę... — mówi. — Nie mogę teraz. Sił mi brak.
Nieszczęsny ze mnie człowiek. I ona nieszczęśliwa... Kochaliśmy się, daliśmy sobie słowo, a źli ludzie rozłączyli nas bez żadnej litości. Idźcie sobie, Eraście Iwanyczu. Nie mogę na was patrzeć.
— To ja jutro przyjdę, Makarku. Jutro dostrzeżesz.
— Dobrze.
— Uspokój się, a ja do ciebie jutro wcześnie przyjdę.
Połowa głowy Erasta Iwanycza wystrzyżona jest do skóry tak, że przypomina głowę więźnia. Nieprzyjemnie jest pozostawać z taką głową, ale co robić. Zawija głowę i szyję w chustkę i wychodzi z razury.
Zostawszy sam, Makar Kuźmicz siada i cicho płacze.
Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.