Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

sze jak analfabeta, bez sensu... jak szewc! Proszę spojrzeć!
— Hm... tak... — mruknął Hałamidow, rzuciwszy okiem na papier. — Rzeczywiście... Pan, panie Merdiajew, z pewnością mało czyta?...
— Owszem... t. j. rzeczywiście mało czytam.
— E... tak nie można, panie drogi! — dodał naczelnik. — Wstyd mi za pana! Czytałby pan jakie książki, albo co!...
— Lektura dużo znaczy! — westchnął bez powodu Hałamidow. — O, bardzo dużo! Czytaj pan, a przekona się pan od razu, jak nagle rozszerzy się pański horyzont. W książki może się pan zaopatrzeć, gdzie pan chce. Chociażby u mnie... Z przyjemnością... Jeśli pan chce, nawet jutro mogę je panu przynieść.
— Podziękuj pan, panie drogi! — wtrącił Semipałatow.
Merdiajew ukłonił się niezgrabnie, poruszył ustami i wyszedł z gabinetu.
Nazajutrz zjawił się w naszym urzędzie Hałamidow i przyniósł paczkę książek.
Od tej chwili zaczyna się właściwa historia. Potomstwo nigdy nie wybaczy Semipałatowi tego lekkomyślnego kroku! Możnaby to było wybaczyć jakiemuś młodzikowi, ale doświadczonemu rzeczywistemu radcy stanu przenigdy!
Po przybyciu Hałamidowa Merdiajew wezwany został do gabinetu.
— Oto proszę, niech pan czyta! — oznajmił Semipałatow, wręczając mu książkę. — Proszę czytać uważnie.
Merdiajew wziął drżącymi rękami książkę i wyszedł z gabinetu. Był blady. Zezowatymi oczyma rzucał niespokojne spojrzenia, jak gdyby szukał ratunku u otaczających go przedmiotów.
Wzięliśmy od niego książkę i zaczęliśmy ją ostrożnie oglądać.
Był to „Hrabia Monte Christo“.
— Nie sprzeciwisz się jego woli! — westchnął nasz stary buchalter Prochor Semionycz Budyłda. — Postaraj się jakoś, wysil się... Czytaj sobie powolutku, a da Bóg, przez ten czas