— Ach, drogi panie byłam już, w pięciu miejscach i nigdzie nawet nie chciano przyjąć podania! — odpowiedziała Szczukina. — Już głowę straciłam, nie wiedząc, co czynić. Ale zięć mój, niech mu Bóg da zdrowie, poradził mi udać się do pana: — „Niech się mamusia zwróci do pana Kistunowa, to jest człowiek wpływowy, on dla mamusi wszystko zrobi!“ Niechże mi wasza ekscelencja pomoże!
— Nic nie możemy dla pani zrobić. Zechciej pani zrozumieć: mąż pani, o ile miarkuję, pracował w wydziale wojskowo-lekarskim, a nasza instytucja jest zupełnie prywatna, handlowa... To jest bank. Czy pani tego nie rozumie?
Kistunow jeszcze raz wzruszył ramionami i zwrócił się do następnego interesanta ze spuchniętym policzkiem w wojskowym uniformie.
— Wasza ekscelencjo! — poczęła na nowo Szczukina żałosnym głosem swoje wywody. — Mąż mój był istotnie chory i mam na to świadectwo lekarskie. Oto jest, niech pan spojrzy.
— Doskonale, wierzę pani! — mocniej rozdrażniony odparł Kistunow. — Ale powtarzam pani, to nas nie dotyczy. Dziwna i nawet śmieszna historia. Czy mąż pani nie wie, dokąd się trzeba zwracać?
— On, wasza ekscelencjo, nic nie wie i tylko powtarza ciągle w kółko: — „Nie twoja sprawa, wynoś się!...“ — A czyjaż to sprawa? Przecież na moim kurku siedzi i na moim wikcie...
Kistunow znowu zwrócił się do Szczukinej i począł jej tłumaczyć, jaka jest różnica między wydziałem wojskowo-lekarskim a prywatnym bankiem. Słuchała uważnie, potakiwała głową, w końcu zaś rzekła:
— Tak, tak, tak... Rozumiem, proszę pana. W takim razie, niech ekscelencja każe mi wydać, chociażby piętnaście rubli.
Gotowa jestem wziąć nie wszystko od razu...
— Uff... — westchnął ciężki Kistunow, odrzuciwszy głowę w tył. — Nie mogę pani wbić w głowę tego, co mówię! Niechże pani zrozumie nareszcie, że zwracanie się do nas z taką
Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.