w ciągu całego miesiąca drukowano olbrzymimi literami, że wystąpi u nas Dzikoobrazow, chwaliliśmy się, pieniądze za abonamenty są pobrane i nagle... takie bydlęce świństwo! Co?! Powiesić go za to, to nic!
— Ale o co chodzi wreszcie? Co się stało?
— Pić zaczął, przeklęty kabotyn.
— Wielkie rzeczy! Wyśpi się i już!
— Prędzej zdechnie, niż się wyśpi! Pamiętam go jeszcze z Moskwy. Jak zaczyna chlać gorzałę, to dwa miesiące bez przerwy trwa to u niego. Nałóg! Taki nałóg! Wszystko przepadło z kretesem! I za co mnie Bóg karze nieszczęsnego? Kto przeklął mnie przy urodzeniu?! Za co... Za co wisi nade mną przez całe życie przekleństwo niebios?!
(Poczeczujew jest tragikiem z natury i z zawodu; silne wyrażenia, potęgowane uderzeniami pięści w piersi, są mu bardzo do twarzy. Wie o tym).
— Jakże jestem, gnuśny, niski i godny pogardy, poddając się chłoście losu?! Czy nie lepiej skończyć raz z tą rolą kozła ofiarnego, na którego padają wszystkie nieszczęścia, czy nie lepiej wpakować sobie kulę w łeb? Czego mam się więcej spodziewać? Na co czekam, Boże mój, na co?
Poczeczujew ukrył twarz w dłoniach i odwrócił się do okna.
W kasie prócz kasjera obecni byli liczni aktorzy i interesanci, więc nie zabrakło rad, słów otuchy i pocieszeń, lecz to wszystko nosiło charakter raczej filozoficzny, lub proroczy, nikt się nie posunął dalej nad słowa: „marność nad marnościami“, „pluń pan na to“, „a nuż jakoś będzie“. Jeden tylko kasjer, gruby, okrągły człowieczek przystąpił do sprawy bardziej rzeczowo.
— A ja, panoczku, — powiedział — radzę go panu wyleczyć!
— Od takiego nałogu żaden diabeł nie wyleczy!
— Tego niech pan nie mówi! Nasz fryzjer najbardziej nałogowych pijaków na nogi stawia! Całe miasto u niego się leczy.
Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.