Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

Komik z rozkoszą przełknął zawartość szklanki, odchrząknął, lecz nagle z przerażeniem wytrzeszczył oczy.
— Pij jeszcze! — zaproponował komik.
— Nie... Nie chcę! Po...czekaj!...
— Pij do wszystkich diabłów!... Pij! Bo zabiję!
Dzikoobrazów wypił i stękając, opadł bez sił na poduszkę, lecz za chwilę podniósł się i fryzjer miał okazję przekonać się, że jego środki działają.
— Pij jeszcze! Niech ci wszystkie wnętrzności powykręca, to dobrze! Pij.
Dla aktora nastąpił okres strasznych męczarni. Zrywał się co chwila, miotał się na łóżku i z dzikim przerażeniem obserwował powolne ruchy wroga, który nie dawał mu ani chwili wytchnienia i walił go bez miłosierdzia, gdy aktor odmawiał wypicia mieszaniny. Picie straszliwego napoju i razy nie ustawały. Nigdy dotąd biedne ciało Dzikoobrazowa Feniksowa II-go nie doznało tylu obrażeń i upokorzeń, nigdy dotąd „sława“ nie była tak zmaltretowana, jak w tej chwili.
Początkowo komik krzyczał i wymyślał, następnie zaczął błagać, w końcu zaś, przyszedłszy widocznie do przekonania, że protesty prowadzą do dalszego bicia, rozpłakał się jak małe dziecko.
Poczeczujew, podsłuchujący pode drzwiami, nie wytrzymał wreszcie i wpadł do pokoju.
— Idź do diabła! — krzyknął wymachując rękami. — Niech zginą pieniądze za abonamenty, niech sobie pije wódkę, tylko przestań już męczyć go, daj pokój! Zdechnie przecież, z pewnością zdechnie! Spójrz, ledwo zipie! Gdybym wiedział, tobym cię tu nigdy nie sprowadzał!
— Nie szkodzi, będzie mi pan wdzięczny, Prokle Lwowiczu. Co znów chcesz? — zwrócił się fryzjer do aktora. — Ej, bo oberwiesz!
Do późnego wieczora fryzjer zajmował się leczeniem komika. Wieczorem lekarz był równie zmordowany jak pacjent.