Jakub z obrzydzeniem spojrzał na małe przymrużone oczy Rotszylda. Nie mógł znieść tego skrzeczącego głosu. Nie mógł patrzeć na tę jego zielonawą, pokrytą piegami twarz, na zniszczony długi chałat.
— Czego się czepiasz mnie, cebulo! Idź precz!
— Czego pan tak krzyczy? Co jest?
— Precz! Paszoł won! — groził Jakub, wymachując pięścią.
Rotszyld skamieniał. Potem podniósł ręce, jakby broniąc się przed uderzeniem. Nagle odwrócił się i zaczął uciekać co tchu. Biegł podskakując, wymachując rękami, a ulicznicy rzucili się w ślad za nim, krzycząc: „Żyd! Żyd!“ Za nimi podążyły psy, szczekając przeraźliwie. Ktoś gwizdnął, zaśmiał się a psy zaczęły szczekać jeszcze głośniej. Nagle powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. Jeden z psów dopędził Rotszylda i ugryzł go boleśnie w nogę.
Jakub tymczasem podążał w stronę pastwiska. Wkrótce stanął nad rzeką. W powietrzu z piskiem przelatywały stada bekasów, z dala krzyczały kaczki. Słońce paliło nieznośnie, a od wody bił taki blask że aż oczy bolały.
Szedł wolno wzdłuż brzegu. Z kąpieli wyszła jakaś czerwona, tęga dama.
— A to wydra! — pomyślał i poszedł dalej...
Zatrzymał się koło starej rozłożystej wierzby, na której wrony uwiły sobie gniazdo.
I nagle przed oczami jego przesunęły się odległe obrazy przeszłości: stanęło jak żywe dziecko o jasnych, płowych włosach i młoda wierzba, o której bredziła Marta...
Ta sama wierzba, cicha, zielona, smutna. Jakże się zestarzała!
Staruszek usiadł pod drzewem i oddał się wspomnieniom.
Na tamtym brzegu, gdzie teraz była łąka, stał wielki las brzozowy, a tam, na tej łysej górze na horyzoncie, ciemniał stary sosnowy bór. Po rzece sunęły barki i łodzie rybackie. A dziś... Wszędzie cicho, spokojnie, na przeciwległym brzegu stała jedna tylko brzózka piękna i wysmukła jak młoda dziew-
Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.