A cóż temu Józkowi tak nagle się stało,
Że tak schudnął, opadło z niego piękne ciało?
Ledwie żem go rozpoznał, a poznawszy witam.
»A z tobą co jest Józek?« zaraz się go pytam.
»Je nic!« »Ale nie prawda, takiś, jakby febra
Wytrzęsła z ciebie wszystkie »bodziochy« i żebra!
Wyglądasz, jak z woreczka cztery stare centy,
Jakbyś szydłem żur chlipał, takiś wybiednięty,
Tyś pewnie chory Józek!« »Ale idźże, zdrowym!«
»Nie prawda, tyś był zawsze chłop taki »morowy«,
Wąsy ci się zmierzwiły, jakby mazak stary,
Zarósłeś, schudnął, lepszych już kładli na mary.
Ubranie też na tobie jakoś nie w porządku —
A!! możeś ty już Józek po ślubnym obrządku?«
»Ano tak, trzeci miesiąc, jakem się ożenił«.
»Z Pierzchalonką?« »Nie z Jagą«. »Temuś się tak zmienił!
Uchciwiłeś się przecie na te jej tysiące!
A! hm — znać już na tobie miodowe miesiące!
Widać, że Jagusieńka wzięła cię na »sagę«.
»Niech wszyscy dyabli wezmą, moją babę Jagę!«
»Hm, hm, już ja miarkuję, jaka z niej kobietka!
Ty za rok przy niej, Józku, otrzepiesz kopytka.
Nie trza było się, Józku, chciwić na tysiące,
Gdyś się kochał w uczciwej Kaśce Pierzchalonce!«