Strona:PL Antoni Lange - Malczewski i kilka erotyków.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

Ach, nie pójdziemy razem na zielone łąki —
Zbierać kwiaty i słuchać, jak dzwonią skowronki,
Ach, nie pójdziemy razem o zmierzchu godzinie
Marzyć — o świętych sprawach i o wielkim czynie...
Ach, nie pójdziemy razem...


KSIĘŻNA

Błagam cię, jedyny,
Nie krusz mi ducha mocy. Stepy Ukrainy
Wzywają mnie. Pamiętaj o tej ziemi rojnej
Zbożami i pszczołami. Jeszcze cię huk wojny
Powoła tam zpowrotem. Bo chociaż przyćmiona
Zagasła nasza gwiazda, choć Napoleona
Wyprawa — na moskiewskich się złamała śniegach,
Przecież wstanie znów naród — we własnych szeregach
Znajdzie moc należytą, aby zwalczyć wrogów,
A wtedy z mieczem wracaj ty, wybrańcze bogów.


MALCZEWSKI

Od chwili, kiedy upadł cesarz Bonaparte —
Wszystkie laury nadziei naszych widzę zdarte.
Nie chciałem, by mym wodzem miał być ów szaleniec
Konstanty. Toć niejeden przez niego młodzieniec
Spoliczkowany — sam się zabijał w rozpaczy.
Ha, jabym nie do siebie, ja do niego raczej
Strzelałbym. Wyjechałem. Czwarty rok już mija,
Jak w włóczędze po świecie duch się mój upija —
Wszelkim czarem — lecz nigdy nic go nie nasyca.
Dopiero w tobie, pani, wszystka tajemnica
Duszy mej — jako słońce błysła objawiona.
Lecz zaledwiem cię ujrzał — jużeś mi stracona.