Pocałuj mię — ach, tysiąc razy — sto tysięcy...
Jaki gorący oddech twój... Jakiś ty blady!
Tyś chory! O mój drogi... I jeszcze ci zdrady
W głowie. Tak mi się zdaje: jest jakaś niewiasta,
Z którą się gdzieś spotykasz na ulicach miasta.
Ją kochasz, a mnie zdradzasz. Tak jest — nieinaczej,
Moje serce przeczuwa to w jasnowidzeniu.
Nie puszczę cię samego.
Mówisz w uniesieniu —
Roisz jeno, kochanko.
Wciąż mi robisz sceny —
Znów spazmy mię chwytają — mam atak migreny...
Przyłóż rękę do skroni — ach, to mię uleczy.
Ach, tylko mię nie zdradzaj...
Mówisz nie do rzeczy —
Prócz ciebie nie znam żadnej kobiety na świecie.
Nie wierzę. Ty zaś jeno w oczy spójrz kobiecie,
A już za tobą pójdzie do piekła i nieba!
Dzieciństwo! Toż niedługo zabraknie nam chleba —
I spadamy wciąż głębiej na samo dno nędzy.