Pamiętam dobrze Hrynów. Był to dla mnie przełom —
Tam ruszyłem ku nowym i nieznanym dziełom.
Miałem skromną dzierżawę. Żyłem śród natury,
Którą kocham nad życie. Ni alpejskie góry,
Ani italskie gaje mirtu i cytryny —
Nie mają tyle czaru, co step Ukrainy.
Lubiłem na jeziorze, siadłszy w łódź, samotny
Krążyć, śledząc na niebie jakiś obłok lotny,
I tak marzyć — i mary wiązać w piękne słowa...
Nęciła mię Byrona nuta wiecznie nowa...
I ty pamiętasz dobrze, jak Hryć na basztanie
Śpiewał nam smutną powieść. Nieszczęsne kochanie
Połączyło dwa serca: Marję i Wacława.
Wizja ta moje serce wzruszeniem napawa.
I tak — na rzece — w czółnie — ta historja cała —
Sama się mi w rymowną formę układała!
Ach, Marja! Nad jej losem jakżem ja płakała.
Ale, gdyś porzuciła i męża, i synów —
Nie mogłem tam pozostać. Opuściłem Hrynów.
Przybyłem szukać szczęścia śród murów Warszawy.
Czy los mi się uśmiechnie? czy dojdę do sławy?
Oto jest moje dzieło. (Pokazuje książkę)
Czyś ze mną szczęśliwy?
Powiedz prawdę.