Ta strona została uwierzytelniona.
Więc czekam.
Dowidzenia. (Aptekarz wychodzi)
Malczewski. Zofja. Po chwili krawiec
(puka i zaraz otwiera, gdyż we drzwiach spotkał się
z aptekarzem)
Niech pan drzwi odchyli.
To ja — tailleur nadworny pana dobrodzieja,
Ale naprawdę znikła już moja nadzieja,
Czyli kiedy zobaczę, co mi się należy
Za ten garnitur czarny, co tak dobrze leży
Na panu, że wygląda pan w nim niby książę —
Wszystko oddam, jak tylko koniec z końcem zwiążę.
Co za plugawe męki! Tak poziome rzeczy
Jak błoto obryzgują. To duszę kaleczy.
Malczewski. Zofja (uśpiona) Po chwili praczka
No, i długoż mam czekać, aż za swą robotę
Odbiorę wkońcu te pięćdziesiąt cztery złote?